received369444401392375-1645900955
W minoną sobotę (26.02) w Piotrkowie zatrzymały się autobusy przewożące Ukraińców (dzieci z domu dziecka wraz z opiekunami) uciekających z terenów objętych wojną. Piotrkowianie lawinowo ruszyli z pomocą.
Konwój ruszył z okolic Kijowa i kierował się do Niemiec. Ze względu na czas pracy kierowców autobusy musiały zatrzymać się w naszym mieście. Piotrkowianie bez chwili zastanowienia ruszyli z pomocą.
Prywatne osoby przynosiły produkty żywnościowe, leki, zabawki etc. Jeden z prywatnych przedsiębiorców sfinansował tankowanie autobusów, a jeszcze inni przygotowali ciepłe posiłki. Miasto udostępniło natryski na krytej pływalini przy ul. Belzackiej oraz pomieszczenia Zespołu Szkół Ponadpodstawowych nr 2 przy ul. Dmowskiego. W pomoc włączyli się także policjanci i funcjonariusze Inspekcji Transportu Drogowego. Po kilkugodzinnym postoju uchodzćy mogli spokojnie ruszyć w dalszą podróż.

List dziękczynny do ludzi dobrego serca skierował pan Roman Kopnijko opiekun dzieci z Ukrainy. Treść poniżej (pisownia oryginalna).

Tuż przed opuszczeniem Domu Ojca zebrałem dzieci i wyjaśniłem im, że jednego dnia dorośliśmy z nimi co najmniej 10 lat i poprosiłem, aby podczas naszej podróży zachowywały się zgodnie z tym wiekiem. Obiecałem, że dzieciństwo wróci do nich pod koniec naszej podróży.

Dystans ze Światopietrowska do punktu kontrolnego Jahodyn musieliśmy pokonać na jednym oddechu, nie zatrzymując się w toaletach, ponieważ istniało duże prawdopodobieństwo ataku wroga z powietrza w każdej chwili i w dowolnym miejscu. W tym celu, gdy tylko otrzymaliśmy propozycję wyjazdu, poprosiliśmy dzieci i dorosłych o powstrzymanie się od jedzenia i picia, jeśli to możliwe. Wszyscy bez wyjątku zgodzili się i potraktowali to ze zrozumieniem i bardzo poważnie. Na jednym oddechu pokonaliśmy 500 km. To prawda, że ​​kiedyś w Równem próbowaliśmy zatrzymać się na stacji benzynowej, żeby zabrać dzieci do toalety, ale dosłownie 5 minut później nagle zaczęły się wybuchy. Później dowiedzieliśmy się, że ostrzeliwał lotnisko.

Towarzyszący nam policjanci bohatersko okryli nasze ciała na wypadek, gdyby nasz pocisk trafił na stację benzynową i wyprowadził dzieci ze stacji. Później poprosili nasze autobusy, aby zgasiły światła i podążały za nimi z maksymalną prędkością. Sami włączyli światła awaryjne, aby pokazać nam kierunek ruchu i w ten sposób wywołali u siebie ewentualny pożar! To są prawdziwi Bohaterowie i jesteśmy dumni z naszej policji!

Nie zabraliśmy ze sobą żadnego jedzenia, bo w przeszłości mieliśmy gorzkie doświadczenia, gdy polscy celnicy zatrzymywali nas na długie i dokładne badanie ze względu na obecność kanapek, na które tym razem nie mieliśmy czasu. Liczyliśmy, że przekraczając granicę w Polsce będziemy mogli kupić żywność i wystarczająco nakarmić nasze dzieci. Ale przekroczenie granicy zajęło 12 godzin i wszyscy byli tak zmęczeni, że mimo głodu zasnęli. Ze względu na późną godzinę 23.00 nikogo nie obudziliśmy i poszliśmy w głąb już bezpiecznej dla dzieci. Około 8.00 usłyszeliśmy wiadomość, że jeden z naszych autobusów się zepsuł i musimy zatrzymać się na terenie rekreacyjnym. Publiczna toaleta, w której planowaliśmy myć i myć zęby, była zamknięta i postanowiliśmy pójść do toalety w McDonald's. Pracownicy restauracji od razu ostrzegli, że jeśli nic od nich nie kupimy, to nie będziemy mogli skorzystać z ich toalety. Ale kiedy usłyszeli język ukraiński, natychmiast zmienili zdanie i zaprosili wszystkie dzieci do środka. Postanowiliśmy sprawić dzieciom trochę radości i nagrodzić za ich cierpliwość i kupić śniadanie w McDonald's. Dowiedziawszy się, że przyjmujemy sieroty, kierownik zaoferował 50% zniżki i dał wszystkim frytki i ciasto. Na tym cuda Bożej opieki się nie skończyły.

Nasze pozostałe dwa autobusy zatrzymały się w pobliżu Auchan. Nie mieli środków na zakup produktów dla dzieci, bo miałem kartę kredytową i czekali, aż się do nich zwrócę. W tym czasie dzieci ugniatały nogi siedzące w pobliżu autobusu. Zostali zauważeni przez Wiktora i Eugeniusza z Ukrainy, którzy przyjechali wówczas do Auchan po żywność i zawieźli ich na weekend do granicy z Ukrainą, by nakarmić uchodźców z Ukrainy.

Dzięki Antonowi i Oldze informacja, że ​​autobusy z sierotami zatrzymują się w mieście, błyskawicznie rozeszła się po mieście. Zaczęli nam przynosić owoce, warzywa, artykuły pierwszej potrzeby... Ludzie zaczęli dbać o to, by dzieci w pieluchach zaprosić do swoich domów do prania. Jedna restauracja zaprosiła i nakarmiła nas wszystkich pysznym i świeżo przygotowanym gorącym jedzeniem. Kiedy nasze dzieci jadły, przyszli lekarze i zbadali wszystkie dzieci, które miały dolegliwości, i podali niezbędne leki. Jednemu chłopcu udało się nawet naprawić potłuczone szkła w optyce. Podczas gdy nasze autobusy były tankowane, miejscowa dyrektor szkoły zaprosiła nas na teren szkoły, gdzie wolontariusze i gry bawiły nasze dzieci, dały im możliwość umycia się, obejrzenia programów edukacyjnych i spróbowania zaspokojenia wszystkich naszych pilnych potrzeb. z dala od poprzednich dni głodu.
Oprócz wolontariuszy wyszedł nam na spotkanie Prezydent i burmistrzowie Piotrekul Trabunalski, dyrektor tej szkoły Lidia, którzy serdecznie nas wszystkich pozdrowili i zapewnili, że pomogą innym uchodźcom z Ukrainy, zapewniając im nie tylko pomoc żywnościową i materialną, ale także schronienie.

Wszyscy modlą się i opłakują Ukrainę! To wszystko było takie wzruszające i szczere! Atmosfera miłości po prostu wypełniła wszystkich obecnych. Niektóre z naszych dzieci płakały nawet z takiej uwagi dla nich. Żartobliwie mówimy, że nasz autobus się zepsuł, żebyśmy mogli dojechać do tego miasta, wywołać falę dobrych uczynków i przygotować możliwości pomocy innym! Wszyscy ludzie ze łzami w oczach uznali nas za krewnych.
Część naszych serc pozostała w Piotrekuli Trabunalskim z Aniołami Bożymi! Chwała Bogu za Jego aniołów!